O żesz kurwa! Oriana Fallaci
nie żyje...
(Borys ze słuchawką w uchu,
plaża, wrzesień, noc)
Stalowa dziwka, wściekła macica,
pani wojny, boska nierządnica, która straciła pewnie dziewictwo z lufą AK-47.
Tak jak u Prattcheta, tam gdzie się pojawiła przybywała wojna. Piliśmy pół nocy
by miała lżejszą dalszą drogę, nieważne czy do jakiejś cienistej florenckiej
katedry, splecionej ze światła, czy smaganego piekielnym wiatrem Wzgórza 875.
A kilka dni wcześniej śniło mi
się, tak śnię raczej dużo i mocno, tak mocno, że czasem nie mam pewności co
zdarzyło mi się naprawdę, w każdym razie śniło mi się, że jako jeden z polskich
multimilionerów, zamiast płacić podatki, finansuję Państwu Polskiemu nowy
krążownik rakietowy. Okręt zostaje ochrzczony przez panią Borowską. Ciska ona
butelką pełną krwi, która rozpryskuje się pośród wypukłych, stalowych liter.
Krążownik nazywa się Oriana Fallaci.
Tak sobie myślę, że aby wywołać
kolejną wojnę światową wystarczyłoby wysłać ten okręt gdzieś na Morze
Śródziemne.
W Tunezji jest słone jezioro.
Jest tak słone, że pokrywa je biała zaschnięta warstwa, wiatr nawiewa na nią
piach. Jest takie miejsce, gdzie pośród płaskiej równiny sterczy wpółzanużony
wrak nowoczesnego turystycznego autokaru. Podobno Włosi, jak to Włosi, nie
bacząc na zakazy wjechali tam ścigając fatamorgany. Tunezyjskie ministerstwo
nie zgodziło się zaś na wydobycie. Pozostawiono go tam jako ostrzeżenie.
Na kolejnym zdjęciu moi starsi na
ulicy Mos Aisley, które w Tunezji okazało się nadwyraz rzeczywiste. Przywieźli
mi róże pustyni i odpryski ametystu. Róże pustyni tworzą się we wnętrzach wydm.
Gdy wydma odchodzi z wiatrem pozostawia kamienne kwiaty pachnące solą.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz