- My inaczej będziemy traktować
nasze
córki: Sodoma, Gomora, Gehenna,
do
klatek!
- Czemu nie Apokalipsa?
- Kochanie w końcu to ty będziesz
tą
najwazniejszą kobietą w domu...
(My)
Otóż, proszę ciebie, wracam ja
sobie do domu okołoż 11. Patrzę w górę w okna - ciemnnno. Ojciec w Poznaniu na
Polagrze, myślę więc: matka świętowała zapewne perspetkpywę pięciu dni
samotności i dzikiej swobody, oby tylko przed zanikiem świadomych funkcji
życiowych zamknęła drzwi na dolny zamek. Nie zamknęła. żamknęła na gerdę do
której nie mam klucza.
Taaaak, kolejne pół godziny
spędziłem upojnie dzwoniąc intensywnie do drzwi, dwoniąc na telefon, dzwoniąc
do drzwi i na telefon, waląc, kopiąc a ostatecznie dwoniąc do drzwi, na telefon
i na domofon. Po pół godzinie uznałem, że jedyne co mogę jeszcze zrobić żeby
było głośniej, to ostrzelać okna sypialni z haubicy 105 mm z bezpośredniej
bliskości. Usiadłem więc na wycieraczce, oparłem o drzwi i zadzwoniłem po
znajomego dysponującego kompletem wytrychów.
Gdy już wreszcie znalazłem się w
domu, rozbrzmiewającym niczym nie zmąconym chrapaniem mojej rodzicielki, gdy
już rozebrałem się kontemplując ostatnie spokojne minuty przed snem, zadzwonił
telefon...
"Norka ma znowu zjazd po
kwasie i znowu podcięła sobie żyły". Argh. Ubranie, buty tętent przez
łąki. Jeden rów z wodą , drugi row z wodą, plum. Cała sprawa polegała na tym,
że Seba nie był w stanie na raz kobity przytrzymać i zabandażować. Norka za to
biegała po mieszkaniu jak świeży króliczek, krzyczała coś o pieczywie
francuskim i chlapała posoką po ścianach, meblach, nowym dywanie i po nas,
skutkiem czego wyglądaliśmy jak weseli drwale, szczęśliwi rzeźnicy, szaleni
górnicy ewentualnie miły pan z kultowej"Teksańskiej masakry..."
Obezwładnić, pobandarzować i
związać kołdrą to był moment, za to na sprzątaniu i myciu ścian zeszła nam mała
nieskończoność. Na końcu zapytałem towarzystwo, które rozmnożyło się w tym
czasie do 4 sztuk, czy ktoś nie orientuje się może czy nasza zaćpana koleżanka
ma AIDS...
Gdy już w końcu dotarłem do domu
przed czwartą i wyciągając przed lustrem skrzepy z włosów kontestowałem
smętnie, że przed pracą i tak nie zdążę się już położyć, rozległ się dzwonek do
drzwi.
To mój starszy jechał przez pół
nocy z Poznania bo zapomniał zabrać garnituru. Uznawszy że nie jest zapewnew
najlepszym humorze wycofałem się cichcem na z góry upatrzone pozycje,
pozostawiając matkę na placu boju. A co, jej też należy się trochę atrakcji.
A tak poza tym oglądaliśmy
ostatnio ferajną niezwykły wytwór połączonych kinematografi
francusko-portugalskich. Dzieło miało tytuł "Operacja mutant", co
właściwie mówi już wszystko, ale żeby narobić wam apetytu dodam, że opowiadało
o grupie uzbrojonych po zęby inwalidów , atakujących fitness cluby i salony
odnowy biolobicznej, niszczących wszystko co zdrowe i piękne...Jakby to ujął
Nosferatu Beksiński: Już samym tytule można się zakochać.
A na koniec jeden z dowcipów
jakie według CKMu można zrobić w biurze:
Trzeba załatwić sobie trochę
sztucznej krwi, po czym w
pracy krztusisz się i spluwasz
na czerwono, tłumacząc, że już
chyba czas rzucić palenie.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz