Pewna żydowska rodzina miała
synka Dawidka. Z Dawidka był
nie lada ladaco i wyrzucano
go po kolei z wszystkich szkół
żydowskich. Zdesperowani rodzice
wysłali więc w końcu pociechę
do szkoły chrześcijańskiej...i
stał się cud! Dawidek stał się
wzorowym uczniem, dostawał same
piątki, a nauczyciele nie mogli
się go nachwalić. Zdziwieni ro-
dzice nie wytrzymali w końcu i
zapytali Dawidka co się stało,
a on: Pierwszego dnia szkoły,
ksiądz mnie objął, zaprowadził
do kaplicy, pokazał Jezusa na
krzyżu i powiedział: Widzisz
Dawidku, on też był żydem...
I wtedy zrozumiałem że to nie
przelewki.
Do Zwierzów powrócił Burcyk
marnotrawny. Dotarł do ogródka sąsiadów i miauczał rozpaczliwie a donośnie
dopóki go nie ewakuowano. Rechotaliśmy z Tau, jaki to musiał być szok dla kota
domowego, gdy w środku nocy z nieba spadł deszcz.
Ostatnio rysuję i sprzedaję
rysunki, męczy mnie to , że praktycznie non stop muszę zarabiać na rachunki.
Rysowałem japońskie grafiki i skosiłem za nie w jeden dzień prawie 160 zł.
Potem poszedłem na pocztę, a gdy z niej wyszedłem miałem już tylko 7.
Na dworze wieje wiatr, co
osobiście bardzo lubię, a ze mnie opada płatami zwęglona skóra. Na szczęście
nie tylko ze mnie. Gdy wczoraj wpadłem do Awari obeżreć ją z ciasta, zacząłem,
pod wpływem sugestywnego widoku jej żarówiastego nochala, nazywać ją Rudolfem.
Kto nie wie o co chodzi niech zagłębi się w meandry amerykańskiej mitologii.
Lenn jest już na wolności.
Odczuwam jakieś podskórne ruchy wśród znajomych i myślę, że wkrótce w jej
okolicach nastąpi jakaś masowa inwazja. Do tego w piątek jest impreza z okazji
pierwszego roku Herbaciarni.
Lenn stwierdziła, że gdy Pazurek
mdlała w szpitalu, to wyglądała uroczo. Skwapliwie jej to przekazałam.
Ciapek i Wotanica pojechali się
gździć na działkę. Wotanica pochwaliła mi się ostatnio, że nie przeczytała
praktycznie żadnych notek na blogu, bo są za długie. Stwierdziła, że w ogóle
niczego nie czyta i była z tego naprawdę dumna. Naprawdę mocno gryzłem się w
język, żeby mi się nie wymsknęło, że taka płytkość osądu, brak elementarnej
wiedzy o świecie i normalnego odczuwania, jaką na ogół sobą reprezentuje, a co
przecież bierze się właśnie z zamykania się we własnym wygodnym światku, to
zwykłe dresiarstwo. (ale mi się rozbudowało to zdanie, dodałbym coś jeszcze ale
nie miałem pomysłu gdzie) Inną jego cechą jest ostentacja. I doprawdy nieważne
czy ubieramy się na różowo, czy na czarno, kto widział cienie do powiek Wotanicy
i jej kolczastą obrożę, albo usłyszał te jej kultowe "hej baby" wie o
czym mówię. Granica między stylem a żenadą jest nikła. W sumie pogadałbym o tym
z Ciapkiem, ale ostatecznie stwierdziłem, że to nie mój biznes, to w końcu on
będzie z kobietą, której nie chce się ruszyć dupy z kanapy, przejść trzech
metrów i wcisnąć przycisku domofonu. Na szczęście nie muszę obawiać się jej
zemsty, mrrrrocznych przekleństw czy obsydianowego noża z plastiku, bo to długi
tekst i na pewno go nie przeczyta.
Wczoraj wpadłem na Pobrzeże do
Sławka, stał tam siny w samej koszulce i odliczał czas : jeszcze 53 pierdolone
minuty, jeszcze 52 pierdolone minuty. Powiedział że rano myślał, że wziął
polar, ale na myśleniu się skończyło.
Tyle, w sumie nic konkretnego,
ale dziś znów wstałem o 5 i delikatnie rzecz ujmując rzygać mi się chce na to
wszystko. Obok mnie na blacie leży zamyślony Burcyk i niewidzącym wzrokiem
wpatruje się w przestrzeń. Najwyraźniej ostatnio dużo przeszedł.
Pazurek - Jakie ładne chmurki. Co
to jest cirrusy? Cummulusy?
Ja zerkając w górę -
Samolotusy...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz