Stygnę
Skłębiona szarość chmur wciska
się w okna. Daleki horyzont rozświetlają różowe błyskawice. Biją równo, jak
ogromne serce świata. Poza tym jest ciemno. Stawiam opór, zapalam lampkę i
żółte cząstki światła tryskają na zewnątrz, odgradzając mnie złotą barierą od
nocy myśli i nieuchwytnego szelestu piasków czasu. Czekam patrząc na otwartą
książkę. Cisza się kończy. Słyszę jak zaczynają szeptać liście, coraz szybciej,
coraz bardziej natarczywie. Wyczuwalnie zmienia się ciśnienie. W górze coś
pęka. Przewiew zatrzaskuje wszystkie okna.
Bajka siedząc u mnie w wannie
przyczaiła się tuż pod powierzchnią niczym aligator i obserwowała jak rusza się
jej dziecko. Czekała na pojawiające się w ciszy kręgi na wodzie. Może się
wkurzy że to piszę, ale muszę. Bo to za piękne i nie powinno przepaść w
niepamięci. Jeślibym miał napisać jeszcze kiedyś wiersz to właśnie o tym.
A oto przybyło! pierwsze krople
deszczu pikują w śmiertelnym korkociągu. Samobójczo - dzwoniący atak spada na
mój dach. Woda tłucze w mosiądz, rozbrzmiewa dziko na parapetach, rozbestwia
się pośród asfaltów i poi trawniki. Zasłużyliśmy sobie na ten deszcz, dziś było
naprawdę gorąco.
Piecze mnie przysmażony kark i
twarz. Wspinaliśmy się dziś z Pazurkiem na zalesione wzgórza ponad Wrzeszczem.
Na zacienionej łączce na jakimś zapomnianym szczycie snułem opowieści o Bajce i
złej czarownicy Ekonomii, która ostatnio najwyraźniej czyni mi wstręty. Potem
skoncentrowaliśmy się na sobie i czas zaczął uciekać z nieprawdopodobną
prędkością. Podobno jej mama chce zostać babcią dopiero na emeryturze. Popieram
ją z całego serca.
Cofamy się teraz na moment do
sobotniego wieczora , kiedy to w gdańskiej herbaciarni „Cub of Tea” , nieopodal
św. Mikołaja stuknęły się okrągłymi brzuszkami Bajka z Lennonką. Szanowni
potomkowie związani zostali ze sobą niewidzialną nicią i do końca swych dni
będą uchylać sobie kapelusza. W mieście znów rozdudniły się koncerty, Papa Dance
i Boney M. Obie zaciążone zażądały pizzy z tuńczykiem, kiszonych ogórków i
kukurydzy. Zostawiłem Baj u Stworków, gdzieś w samym środku „Spiryted Away”.
W niedzielne rano, gdy kleiłem
okulary słuchałem jak Zwierz pokazuje Bajce swoje CV, doktoranta - psychopaty.
Podobno w turnieju Warhammera nie wygrał hełmu Lorda Vadera. Szkoda, byłoby mu
do twarzy...
Powoli zbliżamy się do końca.
Jutro gdy zejdę z Niedźwiednika pod jednym z zerwanych mostów spotkam Marzana i
pójdziemy pić , jak poeta z potworem. Pazurek pisze mi właśnie , że Baj
wstawiła na blog zdjęcia. Mała stoi w otwartym oknie i cieszy się pierwszą
prawdziwą burzą tego roku. Pisze , że nie sądziła , że może jej tego tak bardzo
brakować. Stara Tuwima ze swoimi zwietrzałymi willami z przełomu wieków, mokrym
brukiem i szumiącymi drzewami musi być zaiste piękna.
Dokąd zmierza życie?
Tam gdzie ty, póki idziesz.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz